Kontynuacja kinowego hitu sprzed lat
zapowiadała się dobrze, ale tylko tym, którzy nie czytali wcześniej
synopsisu. Fabuła filmu nie jest oryginalna. Młoda dziewczyna Laura,
dobrowolnie zgłasza się do szpitala psychiatrycznego. Specjalizuje się on w
leczeniu różnych fobii. Laurę paraliżuje strach przed ciemnością. Wpływ na
to miał fakt z dzieciństwa, kiedy nieznany mężczyzna zabił na oczach małych
dzieci ich rodziców. Dziewczyna i jej brat Henry wierzą, że bestialskiego
zabójstwa dokonał legendarny Boogeyman - czający się na swoje ofiary w
szafie. Lekarze próbują pomóc dziewczynie, ale jest strach tkwi głęboko w
jej umyśle. Nawet jej rówieśnicy ze eksperymentalnej grupy dr Jessicy
uważają ją za wariatkę, bo oskarżyła ona Boogeymana za zabójstwa dwojga
innych pacjentów u których stwierdzono zgon na skutek samobójstwa. Gdy
nadchodzi weekend, a bramy szpitalu zostają zamknięte – wszyscy w nim
przebywający przekonują się, że legenda Boogeymana jest wciąż żywa. Pytanie
tylko ile osób przetrwa szpitalną masakrę.

Film Jeffa Betancourta nie razi jakimiś
wielkimi brakami. Jest to bardzo przyzwoicie nakręcony horror, ale niczym
nie wyróżnia się z kanonu dzieł o seryjnych mordercach. Legendarni twórcy
filmów gore z lat 80-tych mogą tylko pozazdrościć efektów zastosowanych do
pokazania aktów zabójstw. Czasami nie dało się jednak tego oglądać bez
zniesmaczenia. Boogeyman 2 nie posiadał wcale małego budżetu, ale ktoś
pożałował pieniędzy na zaangażowanie bardziej utalentowanych aktorów.
Sprawdził się jedynie Tobin Bell w roli okrutnego psychiatry. Reszta
zasługuje jedynie na słowa pochwały, ale tylko po to by zachęcić ich do
dalszej nauki rzemiosła. Muzyka użyta w filmie nieco mija się z fabułą… Zastanawiam się za co można pochwalić twórców
filmów, ale to bardzo niewdzięczna rola, więc może to przemilczę.